
Świadomość konieczności pielęgnowania swojego zdrowia psychicznego metodycznie zyskuje w Polsce na popularności, ale w naszym kraju nadal w ogromnej mierze pokutuje mit samodzielnego stawiania czoła swoim problemom jako prymatu męskości i niezależności, którego zasadnym nie sposób było określić nawet tych kilkadziesiąt lat temu, nie mówiąc już o czasach współczesnych. Pod pewnymi względami jest lepiej, ale to absolutnie nie znaczy, że jest dobrze – psychiatria w publicznej służbie zdrowia cierpi na wiele problemów z niedofinansowaniem na czele, niedofinansowaniem w czasach, kiedy odsetek osób chorych psychicznie sukcesywnie zwiększa się we wszystkich społeczeństwach. Najbardziej bolesne dla stanu zdrowia psychicznego ogółu są jednak dotkliwe stereotypy i przekłamania dotyczące różnego rodzaju chorób, które warto jest omówić na najpopularniejszej z nich, czyli depresji, by ukazać, jakiego rodzaju logikę stosują osoby deprecjonujące powagę stanu choroby psychicznej, a także jakie mity potrafią krążyć wokół tego typu chorób.
Weź się w garść
Choroby psychiczne mają to do siebie, że zazwyczaj nie odnajdują swojego odzwierciedlenia w stricte fizycznych symptomach, a przynajmniej nie takich ewidentnych, które towarzyszą na przykład przeziębieniu. Jako że większość dramatu dzieje się wyłącznie w głowie chorującego, ludziom stosunkowo łatwo jest rzucać złotymi radami, takimi jak na przykład wspomniane „weź się w garść” czy „przestań wymyślać”. Tego rodzaju myśli są rezultatem skrajnego wręcz braku empatii – oczywistym faktem jest bowiem, że ludzie są różni i nie wypada mierzyć każdego własną miarą, bo nie wszyscy odczuwają w ten sam sposób. Oczywiście trudno jest wyobrazić sobie, jak wielki ból w sercu osoby chorej psychicznie potrafią powodować prozaiczne z pozoru sytuacje z życia codziennego, a tym bardziej uświadomić sobie, że może to być ból porównywalny z tym, który zdrowe osoby odczuwają wskutek poważnych traum ze śmiercią bliskich osób na czele. Trudno jest się gniewać za zwyczajną niewiedzę, która nie jest powodowana szczególnie złymi intencjami – faktem jest jednak, że osoby posługujące się taką retoryką potrafią jedynie spotęgować problem chorego. Tego rodzaju wywodów najlepiej jest po prostu nie słuchać, ponieważ wymowna cisza potrafi czasami wyrazić więcej niż najlepiej dobrany argument, choć oczywiście można posiłkować się wskazywaniem, że osoby chore na depresję mają namacalne zmiany ścieżek neuronowych w mózgu, co prowadzi do zaburzenia procesów chemicznych w tym organie i skutkuje znacznymi spadkami nastroju.
Wstyd
Wspomniana już retoryka powoduje również absolutnie patologiczny stan, jakim jest dojmujące poczucie wstydu i winy za przeżywaną chorobę psychiczną. Tego rodzaju odczucia pojawiają się wyjątkowo łatwo i stosunkowo często, a ich rezultatem jest konsekwentne zamykanie się chorego w sobie, poczucie niezrozumienia, a przy tym przeraźliwy wręcz lęk przed sięgnięciem po pomoc, które naraz zaczyna się rozumieć jako obnażenie ze swojej słabości. Choroba psychiczna nie jest słabością, ale jest stanem, na który najczęściej nie jesteśmy w stanie samemu nic poradzić i przyznanie tego przed sobą jest fundamentem jakiejkolwiek terapii.
Choroba duszy
Pewną tendencją we współczesnej kulturze popularnej jest natomiast budowanie pewnego mitu wokół depresji, tworząc w ten sposób jej charakter jako „choroby artystów” czy „choroby duszy”. Tego rodzaju mitologia nie ma jakiegokolwiek sensu, ponieważ budowanie jej wokół depresji jest tak samo zasadne, jak budowanie jej wokół przeziębienia. Jakakolwiek dolegliwość nie jest w stanie świadczyć o charakterze człowieka, a co więcej, na „chorobę artystów” zapadają przecież nie tylko artyści, ale i ludzie, których mijamy na co dzień na chodniku idąc do pracy, bo codzienność często bywa równie wykańczająca co gorzkie filozoficzne przemyślenia. Oczywiście cały ten problem brzmi dosyć groteskowo, ale tego rodzaju fetyszyzacja depresji potrafi zbierać żniwo wśród młodzieży słuchającej chociażby smutnej muzyki, więc naprawdę należy mieć to na uwadze.